Latem robione, w zimie jedzone. Nie wyobrażam sobie polskiej kuchni bez kiszonych ogórków. Cała wschodnia Europa je kiszone ogórki, aż po Niemcy, gdzie uprawą i kiszeniem ogórków na terenach Spreewaldu zajmują się przede wszystkim łużyccy Serbowie (śmieszne - Niemcy, którzy mówią słowiańskim językiem). Niestety zachodnia Europa nie zna kiszonych ogórków. Niektórzy wręcz uważają je za coś zgniłego i śmierdzącego. Tak to jest. Nawyki kulturowo-żywieniowe robią swoje. Gwarantuję, ze żaden Polak nie polubi sfermentowanej szwedzkiej ryby, przysmaku jakim jest Surstromming.
Dobrze zrobione ogórki, to znaczy takie z odpowiednia ilością soli, kopru i czosnku muszą mieć swoją twardość. Muszą chrupać. Znamy je od najmłodszych lat, już jako dzieci je uwielbiamy. Swoim kilku miesięcznym dzieciom też dawałam w mała łapkę kiszonego ogórka. Kwaśno-słona woda spływała po całych rękach, ale ogórka nie puszczały. Nie potrafiły go nawet pogryźć, ale memłały, a smak utkwił na całe życie.
Kiszone ogórki jemy same, bądź jako dodatek do niezliczonej ilości potraw. Robimy z nich zupę ogórkową, dodajemy do sałatki warzywnej, kroimy w plastry i kładziemy na kanapkę z pasztetem.
Moim faworytem jest również sałatka ziemniaczana: ugotowane ziemniaki, podsmażony boczek, dymka, koper, ogórki kiszone i odrobina oliwy.
Kiszone ogórki dodaję do rybnej soljanki, do gulaszu wołowego, zrazów, różnego rodzaju sałatek ze świeżych warzyw (np. mix: tarta marchewka, cebula, pomidor, endywia, ogórek).
Nie ma bardziej uniwersalnego przetworzonego warzywa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz